sobota, 20 maja 2017

Pierwszy dzień w Jawne - rozdział 4



Rozdział 4
Każdy - jeśli uczyni coś dobrego, 
otrzyma to z powrotem od Pana,
zarówno niewolnik, jak tez wolny.
Efezjan 6:8

Jawne było miastem nietkniętym przez wojnę. Podobno od 60 lat było prywatną własnością cesarza rzymskiego Cezara Augusta. Rzymianie nazywali je Lamnia, ale hebrajczycy posiadali własną nazwę jeszcze od czasów Jeszu syna Nuna i dlatego nazywali je Jawne. 

Dom ich nowego właściciela był wynajęty i niestety okazał się za mały by pomieścić wszystkich wykupionych z niewoli. Jakow musiał jak najszybciej wynająć dodatkowy dom, najlepiej z ziemią uprawną, by zapewnić pracę ludziom i zmniejszyć koszty utrzymania dzięki produkcji własnej żywności. Kiedy dotarli na miejsce nie miał sił by zając się tym natychmiast. Powiedział do przełożonego domu, by ludziom pomógł znaleźć miejsce, bo on musi odpocząć. Zabronił mu przeszkadzać dopóki sam się nie obudzi. Właściciel położył się na swoim łożu wieczorem i przespał całą noc i kolejny dzień. Dziesięciu pomocników, których dostał od rabinów rozeszło się do swoich panów powiadamiając ich o przybyciu Jakowa.

Od wczesnego ranka rabini zaczęli się schodzić. Pierwszy zjawił się zastępca przewodniczącego sanhedrynu Johanan ben Zakkai, czyli syn Zakkaja. Nie zmartwił się tym, że Jakow śpi i prosił, by go nie budzić. Przeciwnie uśmiechnął się, a następnie przystąpił do wybierania czterech najlepszych niewolnic dla siebie. Był surowy co można było zauważyć po tym jak wydawał polecenia. Przechadzał się dłuższy czas pośród osób wykupionych aż w końcu zaczął wybierać. Wybrał dwie młode kobiety. Każda miała dziecko, ale on był zainteresowany tylko kobietami. Błagały by wziął także dzieci lub zostawił je z nimi, ale był nieubłagany. Chciał mieć te niewiasty bez ich dzieci. Kiedy bardzo mu się naprzykrzały ze swoimi błaganiami, odpowiedział:

– Poproście Jakowa, by dał mi wasze dzieci za darmo, to będziecie mogły opiekować się nimi nadal.

Po tych słowach zaczął rozglądać się za silnymi chłopcami. Pierwszego wybrał bez problemu. Miał siedemnaście lat i wyglądał na najbardziej zdrowego i silnego. Nie było wątpliwości, że będzie z niego duży pożytek. Miał on wprawdzie matkę, ale nie płakał z tego powodu. Był bardzo zawzięty. Przeżywał, ale nie płakał. Jego matka wprawdzie lamentowała, ale po cichu. Wiedziała, że jej syn sobie poradzi, a siebie martwiła się dużo mniej. Zwłaszcza, że miała jeszcze drugiego syna, kilka lat młodszego i bała się by go z nią nie rozłączono. Starszy syn doskonale to rozumiał i całkowicie matkę popierał. On także uważał że młodszy brat potrzebuje matki bardziej, a szansy by ktoś wziął całą rodzinę nie było.

Johanan spojrzał na Jonatana. Przyglądał mu się uważnie. Obszedł go dookoła, kazał otworzyć usta, żeby obejrzeć jego zęby. Chłopiec bardzo chciał zostać u Jakowa, ale wyglądało na to, że zanim ten się obudzi, to Jonatana już tu nie będzie. Zbliżał się koniec marzeń o dobrym właścicielu. Pewnie do końca życia będzie ciężko pracował bez życzliwego słowa. Trudno. Rabin pokazał palcem na swoich niewolników i powiedział:

– Dołącz.

Jonatan zrobił kilka kroków, ale rabin krzyknął:

– Stój! Ty kulejesz?

Chłopiec spuścił głowę na dół. Zasady wiary nie pozwalały mu kłamać, więc milczał. 

– Wracaj! – gestem ręki pokazał, że ma zawrócić. 

Rozglądał się nadal i w końcu wybrał innego chłopca. Na szczęście tym razem wybrał takiego, który nie miał rodziny, więc obyło się bez szlochów. Zarządca domu spisał informację o wyborze rabina Jochana, a ten odszedł ze swoją własnością. Zanim opuścił posiadłość Jakowa już nadchodzili kolejni rabini przebierać w niewolnicach. 

– Zanim pan nasz się obudzi nie będzie już połowy niewolników – wymamrotał zarządca pod nosem. – Zostaną same dzieci.

– Ilu ich przybędzie? – spytał Jonatan.

– Prawie sześćdziesięciu – spojrzał na chłopca – tylu było stać na niewolnika. Wybiorą 140 osób, za tyle zapłacili. 

Jonatan zrozumiał, że szansa na to by zostać u Jakowa jest bardzo mała. W końcu ktoś go wybierze. Silnych chłopców było mało w tej grupie, większość to matki z dziećmi. Zaczął się wycofywać powoli do tyłu i rozglądać gdzie by się ukryć, ale jego wzrok padł na niewiastę, która siedziała na ziemi i tuląc dwoje dzieci płakała. Była młoda i ładna, ktoś ją na pewno zabierze, a dzieci zostawi. Kolejni rabini zbliżali się. Ocenił odległość i podbiegł do zarządcy, który ze zdziwieniem spostrzegł, że chłopiec nie kuleje, ale nic nie powiedział.

– Panie, ukryj kobiety z dziećmi.

– Nie jestem panem, a wszystkie kobiety mają dzieci..., ale – zastanawiał się – wybierz te które mają najmniejsze i ukryj je w stajni. Samuel ci pomoże – kiwnął głową na innego służącego – ty wybieraj on je schowa. Tylko spokojnie, bez pośpiechu by nikt nie zauważył co robicie. Samuelu pomóż mu.

Samuel był dwudziestoletnim siłaczem o niezwykle łagodnym uśmiechu. Jonatan wybierał kobiety w pierwszej kolejności te z większą ilością dzieci, a młodzieniec prowadził je do stajni. Zaczął się wyścig. Rabini przechadzali się pośród niewolnic, zastanawiając się którą wybrać, a chłopcy wyciągali z gromady te które jeszcze mogły karmić dzieci. Wszystko odbywało się zbyt wolno. Wybrać matki można było szybko, ale trzeba było je odprowadzić na tyle spokojnie by rabini nie zorientowali się, że część towaru im umyka. Co chwilę płacz dziecka odrywanego siłą od matki pokazywał jak dramatyczna i nie równa jest to walka. 

Jonatan bardzo starał się nie rzucać w oczy. W pewnym momencie zrozumiał, że wyprowadzanie kobiet odbywa się zbyt wolno i niepotrzebnie wyprowadzano je z dziećmi. Z tego powodu robiło się coraz rzadziej na placu i coraz trudniej było działać w ukryciu. Małych dzieci i tak nikt nie weźmie, mogły zostać na miejscu. Zaczął kobiety z dużymi dziećmi wypychać do przodu, a z małymi na tył.

Jedna z młodych matek z długimi kręconymi włosami siedziała na ziemi i karmiła piersią czteroletnią córkę. Rabin Mordacham był stary, mógł mieć prawie 70 lat. Bardzo chudy, twarz miał pomarszczoną, a brodę długą ale rzadką. Przystanął i długo jej się przyglądał. Zmrużył oczy i przykucnął. Zbliżył swoją twarz do jej rudych włosów, niewiasta wystraszona spuściła wzrok na ziemię, a rabin powąchał jej włosy i powoli odszedł. Kiedy tylko się odwrócił by sprawdzić czy nie ma ładniejszych niewolnic, Jonatan podszedł, pomógł jej się podnieść i wyprowadził na tyły. Po chwili Mordacham wybrał piętnastoletniego chłopca i wrócił po karmiącą matkę, ale jej nie znalazł. Wpadł w złość. 

– Gdzie jest ta ruda co karmiła dziecko? – spytał zarządcę.

– Panie, nie wiem o kogo pytasz – skłamał – może inny rabin ją już zabrał...

– Taka ruda z długimi włosami – przerwał mu rabin.

– A jak miała na imię?

– Skąd mam wiedzieć!

– Ja zapisuję imię w papierach nie kolor włosów, dlatego nie wiem o kogo chodzi. 

– Przecież widzisz kto kogo zabiera, a ta była ruda.

– Tak przypominam sobie, jedna ruda już była, ale nie pamiętam który rabin ją zabrał – ponownie skłamał. 

Mordacham był wściekły, ale nie mógł nic na to poradzić. Zaczął się rozglądać, może jednak gdzieś jest, może się chowa za czyimiś plecami.

– Wpisz mi tego chłopaka, a ja zaraz wrócę.

Przepychał się między gromadą niewolników, ale rudej nie znalazł. Dostrzegł jednak, że ktoś wchodził do stajni. Wzrok miał za słaby, by zorientować się kto to był, ale postanowił sprawdzić. Skierował swoje kroki w kierunku stajni jednocześnie rozglądając się na boki. 

– Gdzie ona jest, mruczał pod nosem.

Kiedy był już siedem kroków od stajni wyszedł mu naprzeciw Samuel.

– Co się stało panie? – próbował zagrodzić mu drogę – Czy mogę w czymś pomóc?

– Zejdź mi z drogi! Kogo tam chowasz?

Mordacham przez szczeliny między deskami dostrzegł ludzi w środku. Gwałtownie otworzył wrota i zobaczył gromadkę dzieci. Patrzyły na niego zaskoczone gwałtownością jego wtargnięcia. Nie zauważył, że na drugim końcu małe drzwi ktoś delikatnie domknął. 

– Co to? – spytał.

– To dzieci matek już zabranych.

Rabin zmierzył go pogardliwym spojrzeniem. Stał zaledwie metr od czteroletniej dziewczynki, którą karmiła poszukiwana przez niego kobieta, ale nie zwrócił na nią uwagi. Uwagę swoją skupił na Samuelu. Zachowanie młodzieńca wydało mu się dziwne. Rozglądał się uważnie po całym pomieszczeniu, ale nie dostrzegł już niczego podejrzanego. Miał już wychodzić, gdy spostrzegł w drugim końcu stajni małe drzwi. Dopadł do nich, otworzył i znalazł się na zewnątrz. Nikogo nie było. Obszedł stajnię dookoła. Nic nie znalazł i zrezygnowany wrócił do gromady niewolnic czekających na swego nowego pana. Bardzo zdenerwowany chwycił po drodze piętnastoletnią dziewczynę za ubranie i pchnął w kierunku zarządcy. 

– Dopisz mi ją – rozkazał i po chwili wyszedł. 

Jonatan odetchną z ulga, niewiele brakowało, a jego działania zostały by zdemaskowane. Całkowicie skupiony na ratowaniu matek zapomniał, że on sam także może być wybrany i będzie wówczas musiał opuścić to miejsce w którym bardzo chciał zostać. Większość uczonych widząc krzątającego się chłopca myślała, że jest on w tym domu od dawna. Kiedy jednak przyszedł w tym dniu ostatni rabin i zobaczył, że nie ma zbyt dużego wyboru, uparł się na Jonatana.

– Bywałem w tym domu wiele razy i nigdy nie widziałem tego chłopca. To nowy niewolnik! Chcę go za pieniądze które wziął ode mnie Jakow!

– Panie nie mogę ci go dać – bronił się zarządca.

– Dlaczego?!

– Czcigodny nauczycielu porozmawiaj z moim panem na temat tego chłopca, ja nie mogę ci go dać. 

– Porozmawiałbym gdyby tu był! Nie wezmę nikogo innego. Czcigodny Jakow jest mi winien niewolnika, a ja chce tylko tego. Przyjdę jutro, ale on jest dziś przeze mnie zarezerwowany! 

– Gdyby był na sprzedaż to pierwszeństwo miałby czcigodny rabin Jochanan syn Zakkaja.

– Jak to?

– On przyszedł pierwszy z samego rana i chciał zabrać chłopaka. Gdyby był na sprzedaż to Jochanan miałby pierwszeństwo.

Argument przekonał rabina. Ten się zamyślił i spytał:

– To kogo mam wziąć? 

– Polecam tego chłopca – wskazał na dwunastolatka – jest tylko dwa lata młodszy, a już widać że będzie silniejszy od tego kulawego...

– Jak to kulawego? – przerwał rabin – nie zauważyłem by kulał.

– Pewnie kryje się z tą wadą, ale czcigodny rabin Jochanan go przejrzał i zauważył jego ułomność. 

– Dobrze zapisz mi tego mniejszego.

Dwie godziny później Jakow obudził się, a zarządca zdał mu sprawozdanie:

– Panie podczas twojego odpoczynku naszli nas członkowie sanhedrynu i każdy zabrał co mu się należy, przynajmniej tak twierdzili. Mam wszystko spisane. Nie chcieli czekać aż się obudzisz. Zostało tylko 39 matek w tym dwie chore i 311 dzieci poniżej 13 roku życia, w tym dziewczynek 201 i chłopców 110. 

Jakow słuchał w skupieniu. Wyglądał jakby jeszcze się nie obudził, ale zarządca wiedział, że to reakcja na złe wiadomości.

– Zrobiłem błąd przywożąc matki z dziećmi do tej jaskini zbójców – stwierdził Jakow. – Chciałem by rodziny nie były rozbite, ale przespałem najważniejszy moment i wyszło jak wyszło. Mamy teraz uzależnioną od nas armię dzieci. Ani nie nadają się do pracy ani nie możemy ich uwolnić. Nie poradzą sobie. Musimy ich żywić. Tragedia pod każdym względem, zwłaszcza finansowym. 

– Byłoby jeszcze gorzej gdyby nie Jonatan.

– Jaki Jonatan?

– Przywiozłeś go Panie z całą grupą? Ukrywał, za moim pozwoleniem, matki karmiące dlatego oprócz dwóch chorych, których nikt nie chciał, mamy jeszcze 37 zdrowych niewiast. Wszystkie one z pewnością poszłyby w niewolę, a ich dzieci by zostały nam do wykarmienia gdyby nie Jonatan. 

– Podziel dzieci według wieku i rozdziel matkom pod opiekę. Na razie ich jedynym zadaniem będzie zajmowaniem się dziećmi, dopóki nie wymyślę, jak naszą klęskę zamienić w sukces. Zajmij się tym z samego rana, a teraz przyślij do mnie tego Jonatana, chcę mu się przyjrzeć.

Kiedy chłopiec wszedł Jakow skwitował krótko:

– A to ty. Powinienem się domyślić, już podczas podróży byłeś bardzo przydatny. 

Jonatan nic nie mówił, nie miał pojęcia co mógłby powiedzieć, Nie wiedział o co chodzi nowemu właścicielowi, ale czuł że chyba nie ma o nic pretensji. 

– Słyszałem jak uratowałeś kilkadziesiąt matek od rozdzielenia z dziećmi i jak oszukałeś Johana syna Zakkaja by zostać u mnie. 

Ponieważ Jakow przestał mówić i zapanowała cisza, Jonatan podniósł nieśmiało wzrok i rzekł:

– Panie ja nigdy nie oszukuję i nie kłamię.

– Ale Johana okłamałeś.

– Spytał czy kuleję, a ja nie odpowiedziałem. Czy można kogoś okłamać nic nie mówiąc?

– Podoba mi się twoje pytanie. Stworzyłeś ciekawy dylemat. – Jakow zastanowił się i dodał – Czy potrafisz czytać?

– Nie.

– A chciałbyś się nauczyć?

– Jestem tylko niewolnikiem.

– Niewolnikom wolno czytać. Nie ma w tym nic złego, przeciwnie podnosi to ich wartość. 

– W takim razie nie chcę umieć czytać.

– Dlaczego? – spytał zaskoczony Jakow.

– Jeśli moja wartość wzrośnie to trudniej będzie mi się wykupić z niewoli. 

Jakow uśmiechną się.

– Obiecuję, że jeśli nauczysz się pisać i czytać to uczynię cię wolnym za darmo.

Jonatan zaniemówił i po chwili milczenia poprosił:

– Panie proszę naucz mnie pisać i czytać.

– Pomóż mi opiekować się tymi wszystkimi dziećmi, a z wdzięczności nauczę cię wielu rzeczy. Może nawet zostaniesz rabinem.  


2 komentarze:

  1. Czy kontekst historyczny tego opowiadania jest prawdziwy? Chodzi mi o konszachty sanhedrynu z rzymianami oraz o wybór cesarza rzymskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Główne tło historyczne jest prawdziwe, ale szczegóły to domysły i twórczość literacka. Opowiadania są wersją roboczą dlatego po zdobyciu nowych szczegółów zmieniam nieco akcję np. dowiedziałem się kto konkretnie negocjował przeniesienie sanhedrynu do Jawne więc jeszcze dziś, dosłownie zaraz wplotę tę postać do negocjacji z Wespazjanem razem z legendą jaka jej towarzyszyła o ucieczce w trumnie z Jeruzalem.

      Usuń