wtorek, 1 listopada 2016

Książę apostata


 Stuletni król, potężny władca, umierał. Na pierś mocarza padła dusząca zmora i pozbawiała go sił w ramionach, a chwilami nawet przytomności. Leżał, jak powalony dąb, wielki król na skórze indyjskiego tygrysa, okrywszy nogi triumfalnym płaszczem króla sąsiedniego narodu. A surowy nawet dla siebie, zawołał najlepszego medyka i rzekł:
— Wiem, że znasz mikstury, które albo zabijają, albo od razu uzdrawiają. Przyrządź mi jedną z nich, właściwą mojej chorobie, i niech mi się to raz skończy... tak albo owak.
Medyk wahał się.
— Pomyśl, królu — szepnął — przeżyłeś już 100 wiosen. Mogę ci dać miksturę, ale to jest ryzykowne nawet dla najmłodszego z twoich wojowników?
 Król aż usiadł na łożu.
— Muszę być bardzo chory — zawołał — skoro ośmielasz się dawać mi rady! Milcz i zrób, co kazałem. Mam już dość. Żyje przecież trzydziestoletni wnuk mój i następca. Królestwo potrzebuje silnego władcy.
Gdy medyk drżącą ręką podał mu niebezpieczną miksturę, król wypił ją łapczywie, jakby był bardzo spragniony. Potem zawołał do siebie proroka Józefa i kazał szczerze opowiedzieć, jaka jest wola Boga.
— Dziś śmierć dosięgnie członka twojej dynastii, królu. Źle zrobiłeś, pijąc dzisiaj lekarstwo, bo puste są ludzkie plany wobec wyroków Bożych.
— Nie powiedziałeś nic nowego, wiem, że umrę — odparł król. — A twoim zdaniem kiedy to może nastąpić? — zwrócił się do medyka.
— Przed wschodem słońca, królu, albo będziesz zdrów jak tur, albo twój królewski pierścień znajdzie się na ręku następcy.
 — Zaprowadźcie, — rzekł król, cichnącym już głosem — księcia, następcę do sali tronowej. Niech tam czeka na moje ostatnie słowa i na pierścień, żeby w sprawowaniu władzy ani na chwilę nie było przerwy.

Następca z trudem krył rozpierająca go radość, ale powstrzymywał się. Jeszcze kilka godzin musi zachowywać się ulegle, ale później biada temu kto mu się sprzeciwi. W sprawowaniu władzy nie mogło być przerwy, więc poszedł do sali tronowej, otoczony liczną zgrają służby i cierpliwie czekał. Usiadł na ganku, którego marmurowe schody biegły w dół, aż do rzeki i pełen nieokreślonych nadziei, przypatrywał się okolicy. Właśnie księżyc, oświetlał wody rzeki, na łąkach i ogrodach malował cienie olbrzymich budowli, i na kilka mil wokoło oświetlał całą dolinę. Mimo późnej nocy, w chatach i budynkach płonęły lampy, a ludność wyszła z domów. Po rzece snuły się łódki gęsto, jak w dzień świąteczny; w parkach, nad brzegami wody, na rynkach, na ulicach i obok królewskiego pałacu falował niezliczony tłum. A mimo to, była cisza taka, że do księcia dolatywał szmer wodnej trzciny.
 — Czemu oni tak się gromadzą? — spytał książę jednego z dworzan, wskazując na tłum.
— Chcą w tobie, panie, przywitać nowego króla i z twoich ust usłyszeć o dobrodziejstwach, jakie im przeznaczyłeś.
W serce księcia uderzyła wielka duma. Jeszcze chwila i będzie największym władcą na świecie.
— A tamte światła co znaczą? — pytał dalej książę.
— Kapłani poszli do królewskiego grobu twej chrześcijańskiej macochy. Wiedzą, że nie darzyłeś jej sympatią, są gotowi spełnić każdy twój rozkaz, jak tylko zostaniesz królem.
 W sercu księcia na nowo wzbudziła się wrogość wobec macochy i innych sług pomazańcowych. Nienawidził jej za nową wiarę i miłosierdzie, okazywane niewolnikom. Król pochował ją na miejscu honorowym królewskiego cmentarza.
— Słyszę rżenie koni — rzekł następca, nasłuchując — kto wyjeżdża o tej godzinie?
— Kanclerz, panie, kazał przygotować posłańców, którzy mają sprowadzić twojego nauczyciela i zarazem arcykapłana wielkiej świątyni.
Książę westchnął na wspomnienie ukochanego przyjaciela, którego król ojciec wygnał z kraju za to, że podżegał do mordowania chrystusowych naśladowców.
— A tamto światełko za rzeką?
— Tam chrystusowcy — odparł dworzanin — modlą się za zdrowie króla. Boją się twoich rządów.
Następca tronu delikatnie uśmiechnął się. Wiedzieli, że ich nienawidzi całym sercem.
 Nagle podskoczył i syknął z bólu.
— Co ci jest, książę?
— Pszczoła ukąsiła mnie w nogę — odparł pobladły książę.
Dworzanin przy zielonawym blasku księżyca obejrzał mu nogę.
— Podziękuj bogom — rzekł — że to nie pająk, którego jad o tej porze bywa śmiertelny.
W tej chwili wszedł wódz armii i skłoniwszy się następcy, powiedział:
— Nasz król, czując, że mu już stygnie ciało, wysłał mnie do ciebie z rozkazem: „Idź do księcia, bo mój czas się kończy na tym świecie i spełniaj jego wolę, jak moją spełniałeś. Cokolwiek ci rozkaże wykonaj. Choćby chciał wojsko poprowadzić na koniec świata, służ mu wiernie.“
 — Nie wyprowadzę wojska z naszych ziem — rzekł książę — ale zrobię porządek we własnym królestwie. Napisz zaraz rozkaz skazujący na śmierć wyznawców Chrystusa i trzymaj w gotowości wojsko, aby, gdy błysną pierwsze ognie na cześć moją, pobiegli w stronę tego światła, i zabili wszystkich wzywających Jego imię.
Wódz upadł na twarz, a potem cofnął się, aby pisać rozkazy; książę zaś polecił dworzaninowi znowu obejrzeć swoją ranę, gdyż noga go bolała.
— Trochę spuchła ci noga, książę — rzekł dworzanin. — Masz szczęście, że to pszczoła a nie pająk!
Teraz wszedł do sali kanclerz państwa, i skłoniwszy się księciu, mówił:
— Nasz król, widząc, że już mu się wzrok zaćmiewa, odesłał mnie do ciebie z rozkazem: „Idź do księcia i ślepo spełniaj jego wolę, bo królestwo potrzebuje silnego władcy. Choćby chciał sąsiednie kraje utopić we krwi, słuchaj go.“
— Tak daleko nie sięga moja ambicja — rzekł następca tronu. — Ale zaraz napisz mi rozkaz, że od tej godziny, aż do końca czasów, każdy kto poda kubek wody, jednemu z tych niewolników chrystusowych, poniesie śmierć. I jeszcze napisz rozkaz, odwołujący z wygnania mego nauczyciela, i arcykapłana wielkiej świątyni, który swoją mądrością pomoże wytępić tę zarazę. Tak powiedziałem...
Kanclerz upadł na twarz, lecz nim zdążył cofnąć się dla przygotowania rozkazów, wszedł aktualnie urzędujący arcykapłan.
— Książę — rzekł — lada chwila nasz król odejdzie do krainy cieniów. Gdy zaś królewski pierścień błyśnie na twojej ręce, rozkazuj, a słuchać cię będę, choćbyś rozkazał zburzyć cudowną świątynię, bo przez usta władcy mówią nieśmiertelni bogowie.
— Nie burzyć, — odparł książę, — ale wznosić będę nowe świątynie i zwiększać przywileje kapłańskie. Żądam tylko, abyś napisał rozkaz o publicznym zbezczeszczeniu zwłok mojej macochy, rzućcie jej ciało psom na pożarcie, i drugi rozkaz... o zakazie kultu chrystusowców. Niech ich majątki zostaną sprzedane, a pieniądze przekazane do naszej wielkiej świątyni.
— Mądrze poczynasz — odparł arcykapłan. — Do spełnienia tych rozkazów wszystko już przygotowane, zaraz nadam im formę pisemną; gdy ich dotkniesz pierścieniem królewskim, zapalę tę oto lampę, aby zwiastowała ludowi twoją wolę, a chrystusowcom śmierć.
Wszedł najlepszy medyk.
— Książę — rzekł — nie dziwi mnie twoja bladość, gdyż nasz król, dziad twój, już kona. Nie mógł znieść tej mikstury, którą mu dać nie chciałem. Został więc przy nim tylko zastępca kanclerza, aby, gdy umrze, zdjąć królewski pierścień z jego ręki i tobie go oddać na znak nieograniczonej władzy. Ale ty bledniesz coraz mocniej, książę?
— Obejrzyj mi nogę — jęknął następca tronu i upadł na krzesło.
Medyk ukląkł, obejrzał nogę i cofnął się przerażony.
— Książę — szepnął — ciebie ukąsił pająk bardzo jadowity.
— Mam umrzeć?... w takiej chwili?... — spytał szeptem książę.
Zamyślił się i dodał:
— Ile mi czasu zostało? Powiedz prawdę!
— Nim księżyc schowa się za tym drzewem...
— Ach, tak... A król długo jeszcze żyć będzie?
— Czy ja wiem? Może już niosą ci jego pierścień.
W tej chwili weszli ministrowie z gotowymi edyktami.
— Kanclerzu! — zawołał następca tronu, chwytając go za rękę — czy, gdybym zaraz umarł, spełnilibyście moje rozkazy?
— Dożyj książę, wieku twego dziada! — odparł kanclerz. — Lecz gdybyś nawet zaraz po nim umarł, każdy twój rozkaz będzie wykonany, ale musisz najpierw go dotknąć królewskim pierścieniem.
— Pierścieniem... — powtórzył książę — ale gdzie on jest?
— Mówił mi jeden z dworzan — szepnął naczelny wódz — że nasz król już wydaje ostatnie tchnienie.
— Posłałem do mego zastępcy — dodał kanclerz — aby natychmiast, gdy królowi serce bić przestanie, zdjął pierścień.
— Trudno... niech tak będzie — rzekł książę. — A jednak żal mi... ach, jak żal... Ale przecież nie wszystek umrę. Zostaną po mnie rozkazy, które zapewnią pokój i bezpieczeństwo mojemu królestwu i zapewnią mi wieczna pamięć u poddanych. Długo jeszcze? — spytał medyka.
— Śmierć jest od ciebie na tysiąc kroków żołnierskiego chodu — odparł smutno medyk.
— A co u króla, nikt stamtąd nie idzie? — niepokoił się książę.
Milczenie.
Księżyc zbliżał się do drzewa i już dotknął pierwszych jego liści; miałki piasek cicho szeleścił w klepsydrach.
— Daleko? — szepnął książę.
— Osiemset kroków — odparł medyk — nie wiem, książę, czy zdążysz dotknąć wszystkich edyktów królewskim pierścieniem, choćby ci go zaraz przynieśli...
— Podajcie mi dokumenty — rzekł, nasłuchując, czy nie biegnie ktoś z pokojów króla. — A ty, — zwrócił się do medyka — mów, ile mi życia zostało, abym mógł zatwierdzić przynajmniej te najważniejsze edykty.
— Sześćset kroków — szepnął medyk.
Rozkaz o powrocie nauczyciela i arcykapłana wielkiej świątyni wypadł z rąk następcy tronu na ziemię.
— Pięćset...
Edykt o zbezczeszczeniu zwłok zmarłej macochy zsunął się z kolan księcia.
— A co u króla, nikt nie idzie?
— Czterysta... — odpowiedział lekarz.
Książę zamyślił się, i... spadł rozkaz o konfiskacie chrześcijańskich majątków.
— Trzysta...
Książę upuścił rozkaz o karaniu za pomaganie chrześcijanom.
— Dwieście...
Następcy tronu zsiniały usta. Skurczoną ręką trzymał ostatni rozkaz o wymordowaniu chrześcijan w mieście.
— Sto...
Wśród grobowej ciszy usłyszano stuk sandałów. Do sali wbiegł zastępca kanclerza. Książę wyciągnął rękę po pierścień.
 — Cud! — zawołał przybyły. — Nasz król odzyskał zdrowie! Podniósł się krzepko z łoża i o wschodzie słońca chce jechać na polowanie. Ciebie zaś, książę, na znak łaski, wzywa, abyś mu towarzyszył.
Książę spojrzał gasnącym wzrokiem na światła w oddali, gdzie słudzy pomazańcowi modlili się i dwie łzy, krwawe łzy, stoczyły mu się po twarzy.
— Nie odpowiadasz, książę? — spytał zdziwiony posłaniec.
— Czy nie widzisz, że umarł? — szepnął najlepszy medyk.
____________________________

Adaptacja "Z legend dawnego Egiptu", Aleksandra Głowackiego.


 Chrystus nasz Pan i Zbawiciel był mistrzem nauczania przy pomocy krótkich opowiadań. Jedna z nich nawiązywała do tego, by nie pokładać ufności w zgromadzonym majątku, a pośrednio do ulotności snucia planów. Przekazywał nam więcej mądrości w krótkim przykładzie niż jest w powyższej noweli. Minimum słów, a maksimum wiedzy, tak można by scharakteryzować jego przypowieści. Skutek jego nauczania był niezwykły, gdyż zmienił cały pogański świat w dużo bardziej przyjazny niż był wcześniej. W powyższe noweli staram się naśladować metody Mistrza i za pomocą nowej formy utrwalać Jego nauki na nowo, skłonić do nowych przemyśleń. Zawsze jednak na pierwszym miejscu stawiam przypowieści Pana, dlatego teraz zachęcam byś jeszcze raz ją sobie przeanalizował i wziął głęboko do serca.

Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie:
– Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. – I rzekł – Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!
Lecz Bóg rzekł do niego: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem
Łukasza 12:16-21

W temacie planowania wypowiedział się także Jakub:
Wy, którzy mówicie:
– Dziś albo jutro udamy się do tego oto miasta i spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski.
Wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika. Zamiast tego powinniście mówić:
– Jeżeli Pan zechce, i będziemy żyli, zrobimy to lub owo.
Teraz zaś chełpicie się w swej wyniosłości. Każda taka chełpliwość jest przewrotna.
Jakuba 4:13-16

Dlatego czasem w moich zapowiedziach możecie przeczytać tą formułę: „Jeśli Pan pozwoli, a ja dożyję...”, ale też czasem piszę, że się postaram. Takie zobowiązanie nie gwarantuje niczego, bo nie obiecuję finałowego sukcesy, a jedynie staranie o niego. W ten sposób nie tylko zachowamy pokorę, ale też nie okażemy się kłamcami, gdy coś nam przeszkodzi w realizacji planów.
____________________
krzysztof pomazańcowy

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bóg tego świata ma wiele imion np. chciwość ale złoto samo w sobie jest darem od Stwórcy i prawnie do niego należy. Nie widzę powiązania z imieniem bestii zwłaszcza że są różne liczby w różnych manuskryptach księgi Objawienia, niektóre podają liczbę 612, jako imię bestii. Dalej badając temat warto pamiętać o tej informacji z księgi królewskiej, bo tego wymaga wnikliwośc, ale na chwile obecną nie dostrzegam związku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla Markusa-Daniel 3:1 Król Nabuchodonozor sporządził złoty posąg o wysokości sześćdziesięciu łokci, a szerokości sześciu łokci i kazał go ustawić na równinie Dura w prowincji babilońskiej. 2 Następnie polecił król Nabuchodonozor satrapom, namiestnikom, rządcom, radcom, skarbnikom, sędziom, prawnikom i wszystkim zarządcom prowincji zebrać się i uczestniczyć w poświęceniu posągu wzniesionego przez króla Nabuchodonozora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Powrót do złota jako pieniądza byłby powrotem do normalności, ponieważ złoto było pieniądzem przez całą historię świata aż do momentu gdy żydowski FED wprowadził pieniądz papierowy. To obecny pieniądz fiducjarny (fides=wiara) jest dziełem demonicznych bankierów i powstał po to by ściągnąć z rynku złoto a ludziom dać papierek.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  5. Cty. Powrót do złota jako pieniądza byłby powrotem do normalności,
    ponieważ złoto było pieniądzem przez całą historię świata..., z tym się zgodzę. System waluty złotej posiadał wbudowany mechanizm,
    przyczyniający się do jednoczesnego osiągania
    równowagi bilansu płatniczego :
    tzw. mechanizm przepływu kruszcu i dostosowań cen
    (Price-Specie-Flow-Mechanism)
    Od tysięcy lat ludzie instynktownie wiedzą, że złoto jest niezwykłe
    Podam kilka przykładów:
    1. Złoto samo w sobie jest pieniądzem.
    2. Mają dużą wartość. Oznacza to, że w przeciwieństwie do miedzi lub ropy naftowej bardzo niewielka ilość złota zapewnia znaczną siłę nabywczą.
    3. Są bezpiecznymi inwestycjami, których wartość wzrasta w czasach niepokojów gospodarczych, wojny, w obliczu terroryzmu czy klęsk żywiołowych.

    OdpowiedzUsuń