wtorek, 6 czerwca 2017

Kłopoty w Pelli - rozdział 7


"Strzeż się więc i bądź ostrożny, 
a z gwałtownikami nie przestawaj."
Syracha 13:13

W Pelli obowiązywał zakaz poruszanie się wozem w dzień, wolno było przejeżdżać przez miasto tylko nocą. Jakow dotarł do bram miasta jeszcze za dnia, więc musiał zatrzymać się pod kolejną gospodą

– Samuelu – przywołał chłopca – zostań tu, a ja poszukam matki. Powinienem wieczorem wrócić i wówczas wjedziemy wozami już w konkretne miejsce, bez błądzenia. 

Jakow był w Pelli po raz pierwszy i nie miał pojęcia gdzie mieszka matka. Dzień się kończył, ale jeszcze było widno i warto było wykorzystać światło do znalezienia domu matki. Zabrał ze sobą jednego woźnicę, który miałby później przewodzić pozostałym i ruszył na poszukiwania. Początkowo zaczepiał ludzi, pytając o Elżbietę wdowę po Josefie, ale imię było popularne, a rabina nikt nie znał. Dodatkowy szczegół dotyczący wiary niewiasty także nie pomógł. 

– Panie, ktoś odpowiedział – tu prawie połowa miasta to pomazańcowi. Sporo już wyjechało, ale jeszcze dużo zostało.

– A gdzie są najważniejsi z nich albo jakaś większa ich grupa?

– Ja pomogę – wtrącił jakiś młodzieniec – jestem jednym z nich. 

– Znasz Elżbietę wdowę po rabinie Josefie?

– Nie, ale zaprowadzę do naszej starszyzny. Oni na pewno pomogą.

– To prowadź.

Chłopiec przeprowadził przez całe miasto. Duży dom znajdował się na drugim końcu miasta. Obok przebiegała droga, a za domem, wybudowano pięć baraków mieszkalnych. W jednym znajdowali się mężczyźni, a w pozostałych kobiety. Za barakami były pola. Starsi tego zgromadzenia znajdowali się w piętrowym domu. Tutaj też znajdowało się coś w rodzaju szpitala, kuchni, jadalni i biblioteki. W tym ostatnim pomieszczeniu przebywali starsi tego zgromadzenia. 

– Pokój temu domowi.

– Witaj przybyszu, w czym możemy ci pomóc?

– Jestem Jakow syn Josefa z Jeruszalem. Szukam swoją matkę Elżbietę. 

– Pamiętamy ciebie, twojego ojca i faktycznie jest z nami twoja matka. Pisał do nas także posłaniec Jan, którego spotkałeś po drodze i zapewniał nas, że niebawem tu przyjedziesz. 

– Skąd miał to wiedzieć? Nic mu nie wspomniałem o swoich planach.

– Jan jest prorokiem... – powiedział starszy mężczyzna.

Jakow uśmiechnął się odruchowo. Nie wierzył, by ta sekta cieszyła się darem prorokowania. To byłby dowód ich Bożego posłannictwa, a wiadomo przecież, że to zwodziciele. Wprawdzie tamten spotkany człowiek pozdrowił go od matki, ale wcześniej Jakow sam mu podał tyle informacji, że mógł skojarzyć z wdową po rabinie, którą musiał tu poznać razem z jej historią.

– Widzę, że nie wierzysz...

Jakow nic nie odpowiadał. Gdyby powiedział co o nich naprawdę myśli, z pewnością obraziliby się, a nie jest to jego zamiarem, przeciwnie chce ich pozyskać i nawrócić.

– Przyjechałem z zamiarem spotkania matki, ale też chętnie poznam wasze nauki – odpowiedział dyplomatycznie. 

– Jan pisał, że przyjedziesz z chłopcem – starszy obserwował reakcję gościa.

– Jakim chłopcem? – spytał zdziwiony. 

– Z tym którego nasz Pan Jeszu wzywa do siebie – starszy mówił powoli, cedząc każde słowo.

– Nie wiem, o czym mówisz – odpowiedział Jakow. – Przyjechałem z Samuelem. Jest młody, ale chłopcem bym go nie nazwał. Jest wysoki i bardzo silny, nie przypomina chłopca.

Jakow uśmiechnął się odruchowo. Był zadowolony, ponieważ jego przyszli adwersarze sami się kompromitowali. Dostarczali mu argumentów przeciwko ich darowi proroctwa. Jednak niewiele brakowało, bo przecież chciał ze sobą zabrać Jonatana, gdyby to zrobił, ten człowiek mógłby dowodzić, że Jan jest prorokiem, a tak się kompromitują, jako fałszywi prorocy. Ciekawe czy będą ratować twarz, twierdząc, że właśnie chodziło im o Samuela...

– To nie on – przerwał jego rozmyślania starszy człowiek. 

Jakow ponownie się uśmiechnął. Pomyślał, że są dziwni, bo nawet nie kombinują, by naciągać fakty, tylko odpuszczają i przyznają, że to nie ten chłopiec. Te przyszłe dyskusje chyba nie będą trudne, pomyślał i powiedział:

– Czy mogę spotkać się z matką?

– Ach tak, oczywiście. Już posyłam kogoś po siostrę Elżbietę.

Starszy człowiek wstał i wyszedł na chwilę z pomieszczenia. Jakow spojrzał przez okno na zewnątrz, słońce zaczynało zachodzić. 

***

Samuel nudził się czekając pod gospoda na powrót swego właściciela. Dwóch mężczyzn, z którymi przyjechał, trzymało się oddzielnie od pozostałych. Obaj znali język grecki, więc zawsze mieli jakieś historyjki do opowiedzenia. Samuel przysiadł się do nich i słuchał, ale szybko zorientował się, że to są nieprzyzwoite opowiadania. Mężczyźni wybuchali śmiechem i nawet Samuelowi zdarzyło się roześmiać, ale zaraz poczuł wyrzuty sumienia i siłą woli stłumił swój śmiech. 

– To są nieprzyzwoite historie, dlaczego je opowiadacie? – zaprotestował.

– A dlaczego ty je słuchasz? – śmiali się towarzysze. 

Samuel machnął ręką i odszedł od swoim kompanów. Nie chciał tego słuchać. Wiedział, że ich nie przegada. Zrozumiał też, że jedynym sposobem, by nie uczestniczyć w tych sprośnościach, jest uciec od nich, dosłownie, czyli się oddalić, tak by niczego nie słyszeć. Przy Jakowie nie odważyliby się na takie żarty. Ale co ma robić? Postanowił obserwować gości i miejscowych, ale szybko skupił swoje zainteresowanie na młodych służkach uwijającymi się w jakiś pracach. Szczególnie jedna mu się podobała i przyglądał jej się dłużej niż innym, ale ostatecznie zniknęła w budynku gospody i już się nie pojawiła. Kiedy bez sukcesu wypatrywał powrotu dziewczyny, jego uwagę przykuli mężczyźni zachowujący się wyjątkowo głośno. Mimo że trzymali się na uboczu, to jednak nie potrafili zachowywać się spokojnie. Podszedł bliżej, rzucali czymś, co się toczyło po blacie, a jak przestało to gracze albo krzyczeli z radości, albo ze złości. Samuel nic z tego nie rozumiał, ale bardzo podobały mu się emocje, jakie wybuchały w tych ludziach. 

Kupiec z Jonatanem zajechał do tej samej gospody, akurat jak słońce zaczęło się chylić ku zachodowi. Samuel zauważył, że ktoś przyjechał, ale teraz nie interesowało go to, gdyż chciał poznać zasady gry, która dawała tyle radości. Jonatana zauważyli jednak dwaj słudzy Jakowa. Przerwali opowiadanie wesołych historyjek i w milczeniu obserwowali przyjezdnych. 

– Zobacz jaki podobny do Jonatana – powiedział jeden z nich.

– Nawet podobnie ubrany – odpowiedział drugi.

– Gdybym nie widział go wczoraj w domu pana, byłbym pewien, że to on...

Przyglądali mu się w milczeniu aż do momentu gdy wyraźnie usłyszeli głos chłopca. 

– Wiesz może, gdzie jesteśmy i jak nazywa się to miasto? – spytał Jonatan dziewczynę, z którą przyjechał.

Mężczyźni na głos chłopca poderwali się na równe nogi i jednym głosem krzyknęli:

– TO ON!

Jonatan zauważył ich dziwne zachowanie i od razu rozpoznał sług Jakowa.

– Jesteśmy w Pelli – odpowiedziała Marta – to ostatni postój przed Damaszkiem. 

***

Jakow był zgorszony tym, że jego matka niczym nie wyróżniała się od innych niewiast. Tak samo była ubrana i mieszkała razem z innymi kobietami w baraku. Nie było w niej widać dawnej urody ani elegancji ruchów. W jego oczach bardzo się postarzała. 

– Co miałam cennego, sprzedałam, a pieniądze powierzyłam naszej wspólnocie. Żyjemy, nawzajem się wspierając. Jak mamy dostatek to wszyscy taki sam, a jak są dni głodu to dla wszystkich takie same. Jeśli mam się czymś wyróżniać, to niech to będzie moja osobowość, a nie zewnętrzne ozdoby. 

Jakow takie działanie uznał za logiczne i słuszne, ale nie mógł pozbyć się myśli, że oto grupa spryciarzy żyje na koszt naiwnych kobiet. Oddały swoje pieniądze i pracują na swoje utrzymanie, a oni pewnie śpią na tych pieniądzach i się nie przemęczają. 

– Matko, dostałaś dość pieniędzy, byś nie musiała pracować, miałaś od tego służbę.

– I co miałabym robić z tym nadmiarem wolnego czasu? Ja chce usługiwać potrzebującym, w tym widzę radość i sens mojego życia. Mesjasz powiedział, że „kto chce być wielki w Królestwie Bożym, niech usługuje innym”. Przyjemności ziemskie uważam za mało atrakcyjne w porównaniu z nadzieją, jaką pokładam w moim Panu. Jestem szczęśliwa. 

– Nie przyjechałem się sprzeczać. Mam nadzieję spędzić z tobą tydzień i nie chciałbym, by ktoś cię poganiał do pracy w tym czasie, bo mam wrażenie, że jesteś tu jak niewolnica.

– Jestem wolna i robię, co chcę. Oczywiście istnieje podział pracy ale nie przymus. Z tym że kto nie chce pracować mimo, że może, to proszony jest o opuszczenie zgromadzenia. Jestem jednak pewna, że bez trudu znajdę dość czasu, by go spędzić z tobą. Gdzie się zatrzymałeś?

– Stanąłem w gospodzie, pod miastem, od strony Jordanu. To po drugiej stronie miasta. Chciałbym wynająć tu dom na ten tydzień, czy ktoś może mi w tym pomóc? 

– Porozmawiam z zarządcą, prawdopodobnie będziesz mógł zatrzymać się tutaj w tym domu, muszę tylko spytać o wolne miejsce. Ilu was jest? 

– Ja i cztery osoby służby, sami mężczyźni.

– Zaraz wrócę – powiedziała matka i wyszła. 

Po dłuższej chwili wróciła z zarządcą. Był to mężczyzna niskiego wzrostu, mógł mieć około 50 lat. Nie było problemu z noclegiem. Zarządca wydzielił im trzy pomieszczenia, w każdym były dwa jednoosobowe łóżka.

– Wracaj do gospody i sprowadź wszystkich na ten tutaj plac – Jakow wydał polecenie swojemu słudze. – Zapamiętałeś drogę przez miasto? 

– Zapamiętałem, panie. Po to mnie przecież zabrałeś – tłumaczył woźnica. 

– A gdzie stoicie? – wtrącił zarządca.

– Za miastem od strony Jordanu – odpowiedział Jakow.

– To nie musicie jechać przez miasto. Tu na prawo jest droga objazdowa. Około 3 kilometrów ubitej drogi. 

Woźnica ruszył na pieszo we wskazanym kierunku, a Jakow wrócił do rozmowy z matką. Chciał wiedzieć, co przeżyła od czasu, gdy się rozstali, ale i matka chciała wiedzieć, co się zmieniło u syna, czy się ożenił? Opowiedział jej wszystko, o wykupionych z niewoli matkach z dziećmi i o Jonatanie. 

– Jestem z ciebie dumna, ale nadal nie mówisz nic o żonie i dzieciach.

– Bo nie ma o czym mówić. Czasy trudne, ale w najbliższych dniach rozejrzę się za żoną. Nawet członkowie sanhedrynu naciskają na mnie w tej sprawie. Twierdzą, że nie godzi się tak długo być w stanie wolnym. 

Po prawie dwóch godzinach przyjechały wozy Jakowa, ale bez Samuela. 

– Gdzie Samuel? – krzyczał Jakow.

Wszyscy woźnice podbiegli i jeden przez drugiego zaczęli tłumaczyć.

– Samuel został... postawił się...

– W gospodzie musiał...

– Nie odpuści, czeka...

– Co wy wygadujecie! Mówcie po kolei albo nie... Ty mów! – Jakow wskazał palcem na jednego woźnicę.

– Samuel został z kupcem, powiedział, że będzie go pilnował, by nie uciekli...

– Ale – przerwał Jakow – kogo, po co i dlaczego?!

Odpowiedzieli mu wszyscy równocześnie:

– Bo JONATAN się znalazł!!!

Jakow zesztywniał. 

– Nasz Jonatan? – Spytał niepewnie. – A skąd on tutaj miałby się znaleźć? 

– Jonatan próbował nas dogonić, ale coś mu się stało i znalazł go nieprzytomnego grecki kupiec. Nie chce go puścić, bez zapłaty. Samuel boi się, że kupiec ucieknie z Jonatanem i dlatego został na miejscu. 

Jakow pomacał się w miejscu, gdzie powinna być sakiewka z pieniędzmi, była, więc mógł bez zwłoki ruszać do gospody. 

– Wystarczy... – wskazał na jednego ze sług. – Zawieź mnie tam, ale już! 

Słońce już prawie zaszło. Dwadzieścia minut drogi dłużyło się Jakowowi niczym dzień cały spędzony bez ruchu. Miał ochotę wyskoczyć z wozu i biec, ale to nie byłoby rozsądne. Powinien zajechać z godnością, a nie biec jak niewolnik. Kiedy dojechali na miejsce, okazało się, że jest tam bardzo duży ruch. Sporo ludzi z pochodniami zebrało się przed gospodą. Na płachcie płótna leżał martwy kupiec. Miał cięcie na szyi, wykrwawił się z powodu przecięcia aorty. Krew na ciele dopiero zasychała. Nikt nie wiedział, jak do tego doszło i kto to zrobił. 

Jonatan od razu zauważył przybycie swego właściciela. Podszedł do niego, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Był świadom, że zrobił dużo problemów, ale z drugiej strony bardzo się cieszył na widok Jakowa. 

– Czy jesteś cały? – spytał Jakow.

– Tak nic mi nie jest, ale...

– Gdzie jest Samuel? – przerwał mu właściciel.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział szczerze chłopiec.

Z ciemności wyszedł Nubijczyk ze swoim kompanem Trakiem. Rozdzielili się. Nubijczyk ściągnął na siebie całą uwagę tłumu, a Trak udał się do wozów kupca. 

– Widziałem zabójcę! – krzyczał Nubijczyk. – To ten judejski bękart... 

– Gdzie on jest!!! – tłum zaczął się burzyć.

– Goniłem za nim, ale zdołał uciec! Weźcie pochodnie i szukajmy go, daleko nie mógł uciec!

Jakow spojrzał na Jonatana.

– Pytam raz jeszcze, gdzie jest Samuel?!

c.d na e-mail
_______________________

Ps. Nie jestem pewien czy to opowiadanie powinno być na blogu Słowo na dziś, więc kolejne odcinki dostaną tylko osoby, które się na to zapiszą. Zostaw poniżej swój e-mail, jeśli chcesz poznać zakończenie tej historii.


Formularz z NeTeS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz