Stuletni król, potężny władca, umierał. Na pierś mocarza padła dusząca zmora i pozbawiała go sił w ramionach, a chwilami nawet przytomności. Leżał, jak powalony dąb, wielki król na skórze indyjskiego tygrysa, okrywszy nogi triumfalnym płaszczem króla sąsiedniego narodu. A surowy nawet dla siebie, zawołał najlepszego medyka i rzekł:
— Wiem, że znasz mikstury, które albo zabijają, albo od razu
uzdrawiają. Przyrządź mi jedną z nich, właściwą mojej
chorobie, i niech mi się to raz skończy... tak albo owak.
Medyk wahał się.
— Pomyśl, królu — szepnął — przeżyłeś już 100 wiosen.
Mogę ci dać miksturę, ale to jest ryzykowne nawet dla najmłodszego
z twoich wojowników?
Król aż usiadł na łożu.
— Muszę być bardzo chory — zawołał — skoro ośmielasz się
dawać mi rady! Milcz i zrób, co kazałem. Mam już dość. Żyje
przecież trzydziestoletni wnuk mój i następca. Królestwo
potrzebuje silnego władcy.
Gdy medyk drżącą ręką podał mu niebezpieczną miksturę, król
wypił ją łapczywie, jakby był bardzo spragniony. Potem zawołał
do siebie proroka Józefa i kazał szczerze opowiedzieć,
jaka jest wola Boga.
— Dziś śmierć dosięgnie członka twojej dynastii, królu. Źle
zrobiłeś, pijąc dzisiaj lekarstwo, bo puste są ludzkie plany
wobec wyroków Bożych.
— Nie powiedziałeś nic nowego, wiem, że umrę — odparł król.
— A twoim zdaniem kiedy to może nastąpić? — zwrócił się do medyka.
— Przed wschodem słońca, królu, albo będziesz zdrów jak
tur, albo twój królewski pierścień znajdzie się na ręku
następcy.
— Zaprowadźcie, — rzekł król, cichnącym już głosem —
księcia, następcę do sali tronowej. Niech tam czeka na moje ostatnie
słowa i na pierścień, żeby w sprawowaniu władzy ani na chwilę
nie było przerwy.
Następca z trudem krył rozpierająca go radość, ale powstrzymywał
się. Jeszcze kilka godzin musi zachowywać się ulegle, ale później
biada temu kto mu się sprzeciwi. W sprawowaniu władzy nie mogło
być przerwy, więc poszedł do sali tronowej, otoczony liczną
zgrają służby i cierpliwie czekał. Usiadł na ganku, którego
marmurowe schody biegły w dół, aż do rzeki i pełen
nieokreślonych nadziei, przypatrywał się okolicy. Właśnie
księżyc, oświetlał wody rzeki, na łąkach i ogrodach malował
cienie olbrzymich budowli, i na kilka mil wokoło oświetlał całą
dolinę. Mimo późnej nocy, w chatach i budynkach płonęły lampy,
a ludność wyszła z domów. Po rzece snuły się łódki gęsto,
jak w dzień świąteczny; w parkach, nad brzegami wody, na rynkach,
na ulicach i obok królewskiego pałacu falował niezliczony tłum. A
mimo to, była cisza taka, że do księcia dolatywał szmer wodnej
trzciny.
— Czemu oni tak się gromadzą? — spytał książę jednego z
dworzan, wskazując na tłum.
— Chcą w tobie, panie, przywitać nowego króla i z twoich ust
usłyszeć o dobrodziejstwach, jakie im przeznaczyłeś.
W serce księcia uderzyła wielka duma. Jeszcze chwila i będzie
największym władcą na świecie.
— A tamte światła co znaczą? — pytał dalej książę.
— Kapłani poszli do królewskiego grobu twej chrześcijańskiej
macochy. Wiedzą, że nie darzyłeś jej sympatią, są gotowi
spełnić każdy twój rozkaz, jak tylko zostaniesz królem.
W sercu księcia na nowo wzbudziła się wrogość wobec macochy i
innych sług pomazańcowych. Nienawidził jej za nową wiarę i
miłosierdzie, okazywane niewolnikom. Król pochował ją na miejscu
honorowym królewskiego cmentarza.
— Słyszę rżenie koni — rzekł następca, nasłuchując — kto
wyjeżdża o tej godzinie?
— Kanclerz, panie, kazał przygotować posłańców, którzy mają
sprowadzić twojego nauczyciela i zarazem arcykapłana wielkiej
świątyni.
Książę westchnął na wspomnienie ukochanego przyjaciela, którego
król ojciec wygnał z kraju za to, że podżegał do mordowania
chrystusowych naśladowców.
— A tamto światełko za rzeką?
— Tam chrystusowcy — odparł dworzanin — modlą się za zdrowie
króla. Boją się twoich rządów.
Następca tronu delikatnie uśmiechnął się. Wiedzieli, że ich
nienawidzi całym sercem.
Nagle podskoczył i syknął z bólu.
— Co ci jest, książę?
— Pszczoła ukąsiła mnie w nogę — odparł pobladły książę.
Dworzanin przy zielonawym blasku księżyca obejrzał mu nogę.
— Podziękuj bogom — rzekł — że to nie pająk, którego jad o
tej porze bywa śmiertelny.
W tej chwili wszedł wódz armii i skłoniwszy się następcy,
powiedział:
— Nasz król, czując, że mu już stygnie ciało, wysłał mnie do
ciebie z rozkazem: „Idź do księcia, bo mój czas się kończy na
tym świecie i spełniaj jego wolę, jak moją spełniałeś.
Cokolwiek ci rozkaże wykonaj. Choćby chciał wojsko poprowadzić na
koniec świata, służ mu wiernie.“
— Nie wyprowadzę wojska z naszych ziem — rzekł książę —
ale zrobię porządek we własnym królestwie. Napisz zaraz rozkaz
skazujący na śmierć wyznawców Chrystusa i trzymaj w gotowości
wojsko, aby, gdy błysną pierwsze ognie na cześć moją, pobiegli w
stronę tego światła, i zabili wszystkich wzywających Jego imię.
Wódz upadł na twarz, a potem cofnął się, aby pisać rozkazy;
książę zaś polecił dworzaninowi znowu obejrzeć swoją ranę,
gdyż noga go bolała.
— Trochę spuchła ci noga, książę — rzekł dworzanin. —
Masz szczęście, że to pszczoła a nie pająk!
Teraz wszedł do sali kanclerz państwa, i skłoniwszy się księciu,
mówił:
— Nasz król, widząc, że już mu się wzrok zaćmiewa, odesłał
mnie do ciebie z rozkazem: „Idź do księcia i ślepo spełniaj
jego wolę, bo królestwo potrzebuje silnego władcy. Choćby chciał
sąsiednie kraje utopić we krwi, słuchaj go.“
— Tak daleko nie sięga moja ambicja — rzekł następca tronu. —
Ale zaraz napisz mi rozkaz, że od tej godziny, aż do końca czasów,
każdy kto poda kubek wody, jednemu z tych niewolników
chrystusowych, poniesie śmierć. I jeszcze napisz rozkaz, odwołujący
z wygnania mego nauczyciela, i arcykapłana wielkiej świątyni,
który swoją mądrością pomoże wytępić tę zarazę. Tak
powiedziałem...
Kanclerz upadł na twarz, lecz nim zdążył cofnąć się dla
przygotowania rozkazów, wszedł aktualnie urzędujący arcykapłan.
— Książę — rzekł — lada chwila nasz król odejdzie do
krainy cieniów. Gdy zaś królewski pierścień błyśnie na twojej
ręce, rozkazuj, a słuchać cię będę, choćbyś rozkazał zburzyć
cudowną świątynię, bo przez usta władcy mówią nieśmiertelni
bogowie.
— Nie burzyć, — odparł książę, — ale wznosić będę nowe
świątynie i zwiększać przywileje kapłańskie. Żądam tylko,
abyś napisał rozkaz o publicznym zbezczeszczeniu zwłok mojej
macochy, rzućcie jej ciało psom na pożarcie, i drugi rozkaz... o
zakazie kultu chrystusowców. Niech ich majątki zostaną sprzedane,
a pieniądze przekazane do naszej wielkiej świątyni.
— Mądrze poczynasz — odparł arcykapłan. — Do spełnienia
tych rozkazów wszystko już przygotowane, zaraz nadam im formę
pisemną; gdy ich dotkniesz pierścieniem królewskim, zapalę tę
oto lampę, aby zwiastowała ludowi twoją wolę, a chrystusowcom
śmierć.
Wszedł najlepszy medyk.
— Książę — rzekł — nie dziwi mnie twoja bladość, gdyż
nasz król, dziad twój, już kona. Nie mógł znieść tej mikstury,
którą mu dać nie chciałem. Został więc przy nim tylko zastępca
kanclerza, aby, gdy umrze, zdjąć królewski pierścień z jego ręki
i tobie go oddać na znak nieograniczonej władzy. Ale ty bledniesz
coraz mocniej, książę?
— Obejrzyj mi nogę — jęknął następca tronu i upadł na
krzesło.
Medyk ukląkł, obejrzał nogę i cofnął się przerażony.
— Książę — szepnął — ciebie ukąsił pająk bardzo
jadowity.
— Mam umrzeć?... w takiej chwili?... — spytał szeptem książę.
Zamyślił się i dodał:
— Ile mi czasu zostało? Powiedz prawdę!
— Nim księżyc schowa się za tym drzewem...
— Ach, tak... A król długo jeszcze żyć będzie?
— Czy ja wiem? Może już niosą ci jego pierścień.
W tej chwili weszli ministrowie z gotowymi edyktami.
— Kanclerzu! — zawołał następca tronu, chwytając go za rękę
— czy, gdybym zaraz umarł, spełnilibyście moje rozkazy?
— Dożyj książę, wieku twego dziada! — odparł kanclerz. —
Lecz gdybyś nawet zaraz po nim umarł, każdy twój rozkaz będzie
wykonany, ale musisz najpierw go dotknąć królewskim pierścieniem.
— Pierścieniem... — powtórzył książę — ale gdzie on jest?
— Mówił mi jeden z dworzan — szepnął naczelny wódz — że
nasz król już wydaje ostatnie tchnienie.
— Posłałem do mego zastępcy — dodał kanclerz — aby
natychmiast, gdy królowi serce bić przestanie, zdjął pierścień.
— Trudno... niech tak będzie — rzekł książę. — A jednak
żal mi... ach, jak żal... Ale przecież nie wszystek umrę. Zostaną
po mnie rozkazy, które zapewnią pokój i bezpieczeństwo mojemu
królestwu i zapewnią mi wieczna pamięć u poddanych. Długo
jeszcze? — spytał medyka.
— Śmierć jest od ciebie na tysiąc kroków żołnierskiego chodu
— odparł smutno medyk.
— A co u króla, nikt stamtąd nie idzie? — niepokoił się
książę.
Milczenie.
Księżyc zbliżał się do drzewa i już dotknął pierwszych jego
liści; miałki piasek cicho szeleścił w klepsydrach.
— Daleko? — szepnął książę.
— Osiemset kroków — odparł medyk — nie wiem, książę, czy
zdążysz dotknąć wszystkich edyktów królewskim pierścieniem,
choćby ci go zaraz przynieśli...
— Podajcie mi dokumenty — rzekł, nasłuchując, czy nie biegnie
ktoś z pokojów króla. — A ty, — zwrócił się do medyka —
mów, ile mi życia zostało, abym mógł zatwierdzić przynajmniej
te najważniejsze edykty.
— Sześćset kroków — szepnął medyk.
Rozkaz o powrocie nauczyciela i arcykapłana wielkiej świątyni
wypadł z rąk następcy tronu na ziemię.
— Pięćset...
Edykt o zbezczeszczeniu zwłok zmarłej macochy zsunął się z kolan
księcia.
— A co u króla, nikt nie idzie?
— Czterysta... — odpowiedział lekarz.
Książę zamyślił się, i... spadł rozkaz o konfiskacie
chrześcijańskich majątków.
— Trzysta...
Książę upuścił rozkaz o karaniu za pomaganie chrześcijanom.
— Dwieście...
Następcy tronu zsiniały usta. Skurczoną ręką trzymał ostatni
rozkaz o wymordowaniu chrześcijan w mieście.
— Sto...
Wśród grobowej ciszy usłyszano stuk sandałów. Do sali wbiegł
zastępca kanclerza. Książę wyciągnął rękę po pierścień.
— Cud! — zawołał przybyły. — Nasz król odzyskał
zdrowie! Podniósł się krzepko z łoża i o wschodzie słońca chce
jechać na polowanie. Ciebie zaś, książę, na znak łaski, wzywa,
abyś mu towarzyszył.
Książę spojrzał gasnącym wzrokiem na światła w oddali, gdzie
słudzy pomazańcowi modlili się i dwie łzy, krwawe łzy, stoczyły
mu się po twarzy.
— Nie odpowiadasz, książę? — spytał zdziwiony posłaniec.
— Czy nie widzisz, że umarł? — szepnął najlepszy medyk.
____________________________
Adaptacja "Z legend dawnego Egiptu", Aleksandra Głowackiego.
Chrystus nasz Pan i Zbawiciel był mistrzem nauczania przy pomocy
krótkich opowiadań. Jedna z nich nawiązywała do tego, by nie
pokładać ufności w zgromadzonym majątku, a pośrednio do
ulotności snucia planów. Przekazywał nam więcej mądrości w
krótkim przykładzie niż jest w powyższej noweli. Minimum słów,
a maksimum wiedzy, tak można by scharakteryzować jego przypowieści.
Skutek jego nauczania był niezwykły, gdyż zmienił cały pogański
świat w dużo bardziej przyjazny niż był wcześniej. W powyższe
noweli staram się naśladować metody Mistrza i za pomocą nowej
formy utrwalać Jego nauki na nowo, skłonić do nowych przemyśleń.
Zawsze jednak na pierwszym miejscu stawiam przypowieści Pana,
dlatego teraz zachęcam byś jeszcze raz ją sobie przeanalizował i
wziął głęboko do serca.
Pewnemu zamożnemu
człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie:
– Co tu począć?
Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. – I rzekł – Tak
zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam
zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie
zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i
używaj!
Lecz Bóg rzekł do
niego: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od
ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Tak dzieje
się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty
przed Bogiem
Łukasza 12:16-21
W temacie
planowania wypowiedział się także Jakub:
Wy, którzy
mówicie:
–
Dziś albo jutro udamy się do tego oto miasta i spędzimy tam rok,
będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski.
Wy, którzy nie
wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą
jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika. Zamiast tego
powinniście mówić:
– Jeżeli Pan
zechce, i będziemy żyli, zrobimy to lub owo.
Teraz zaś
chełpicie się w swej wyniosłości. Każda taka chełpliwość jest
przewrotna.
Jakuba 4:13-16
Dlatego czasem w
moich zapowiedziach możecie przeczytać tą formułę: „Jeśli Pan
pozwoli, a ja dożyję...”, ale też czasem piszę, że się
postaram. Takie zobowiązanie nie gwarantuje niczego, bo nie obiecuję finałowego sukcesy, a jedynie staranie o niego. W ten sposób nie
tylko zachowamy pokorę, ale też nie okażemy się kłamcami, gdy coś
nam przeszkodzi w realizacji planów.
____________________
krzysztof pomazańcowy
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBóg tego świata ma wiele imion np. chciwość ale złoto samo w sobie jest darem od Stwórcy i prawnie do niego należy. Nie widzę powiązania z imieniem bestii zwłaszcza że są różne liczby w różnych manuskryptach księgi Objawienia, niektóre podają liczbę 612, jako imię bestii. Dalej badając temat warto pamiętać o tej informacji z księgi królewskiej, bo tego wymaga wnikliwośc, ale na chwile obecną nie dostrzegam związku.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDla Markusa-Daniel 3:1 Król Nabuchodonozor sporządził złoty posąg o wysokości sześćdziesięciu łokci, a szerokości sześciu łokci i kazał go ustawić na równinie Dura w prowincji babilońskiej. 2 Następnie polecił król Nabuchodonozor satrapom, namiestnikom, rządcom, radcom, skarbnikom, sędziom, prawnikom i wszystkim zarządcom prowincji zebrać się i uczestniczyć w poświęceniu posągu wzniesionego przez króla Nabuchodonozora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPowrót do złota jako pieniądza byłby powrotem do normalności, ponieważ złoto było pieniądzem przez całą historię świata aż do momentu gdy żydowski FED wprowadził pieniądz papierowy. To obecny pieniądz fiducjarny (fides=wiara) jest dziełem demonicznych bankierów i powstał po to by ściągnąć z rynku złoto a ludziom dać papierek.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCty. Powrót do złota jako pieniądza byłby powrotem do normalności,
OdpowiedzUsuńponieważ złoto było pieniądzem przez całą historię świata..., z tym się zgodzę. System waluty złotej posiadał wbudowany mechanizm,
przyczyniający się do jednoczesnego osiągania
równowagi bilansu płatniczego :
tzw. mechanizm przepływu kruszcu i dostosowań cen
(Price-Specie-Flow-Mechanism)
Od tysięcy lat ludzie instynktownie wiedzą, że złoto jest niezwykłe
Podam kilka przykładów:
1. Złoto samo w sobie jest pieniądzem.
2. Mają dużą wartość. Oznacza to, że w przeciwieństwie do miedzi lub ropy naftowej bardzo niewielka ilość złota zapewnia znaczną siłę nabywczą.
3. Są bezpiecznymi inwestycjami, których wartość wzrasta w czasach niepokojów gospodarczych, wojny, w obliczu terroryzmu czy klęsk żywiołowych.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń