Pewien człowiek głosił, że Pan nasz i Zbawiciel ma na imię Jeszu i upierał się, że ludzie dostali tylko jedno imię, w którym mogą być zbawieni (Rzymian 10:13). To imię powinni wzywać w swoich modlitwach, by zostać wysłuchanymi i dostąpić zbawienia. W dyskusję z nim wdali się protestanci i katolicy, którzy w różnych krajach używali różnych imion. Jedni modlili się do Jezusa inni do Chesusa, Żezusa, Isusa, a nawet do Dzizasa. Twierdzili, że imię nie ma znaczenia, liczy się, by wiedzieć, kogo mamy na myśli.
Głosiciel przekonywał, że gdyby
ich logika była prawidłowa, to można by Chrystusa nazywać
szatanem i nie miałoby to znaczenia, skoro wiedzielibyśmy, że mamy
na myśli Syna Bożego, ale tak nie jest. Zamiast rozsądnej
odpowiedzi odezwały się oskarżenia o bluźnierstwo i doszło do
zamieszania. Na koniec, gdy przyszło do pożegnania, jeden ze
zwolenników wielu imion zarzucił głosicielowi, że towarzyszący
mu 12-letni syn jest kłamcą, że głosiciel go źle wychował, a to
wszystko ma być dowodem, że przejawiają ducha zwodniczego.